piątek, 27 grudnia 2013

Legenda o duchu straszącym w szkole okazuje się prawdą... "Tasogare Otome x Amnesia"


Tytuł oryginalny: Tasogare Otome x Amnesia
Tytuł alternatywny: Dusk Maiden of Amnesia
Gatunki: Tajemnice, Nadprzyrodzone, Romans, Szkolne
Rok produkcji: 2012
Ilość odcinków: 12

Czy wy też jako dzieci lubiliście sobie wyobrażać, że w waszym domu lub szkole są ukryte pomieszczenia? Tajne korytarze, skrzypiące schody i tajemnicze pokoje, w których aż roi się od sekretów, które wy, z bijącym sercem i wielką ekscytacją odkrywalibyście kawałek po kawałku? Cóż, to takie moje dziecięce, niespełnione fantazje, bo nigdy nie udało mi się niczego takiego znaleźć. Inaczej sprawa ma się w "Tasogare Otome x Amnesia". Wielokrotnie przebudowywane liceum Seikyou, pełne nieużywanych korytarzy i zapomnianych sal lekcyjnych, to prawdziwe spełnienie marzeń. A kiedy dodamy do tego jeszcze legendę o Kanoe Yuuko - duchu dziewczyny nawiedzającym tę szkołę, no, to przyznacie, że robi się ciekawie, zwłaszcza, że legenda okazuje się prawdziwa...
Na własnej skórze przekonuje się o tym Niiya Teiichi. Chłopak pewnego dnia trafia do nieużywanej klasy, gdzie pośród kartonów i starych, zakurzonych ławek spotyka roześmianą dziewczynę, która z radością w głosie oznajmia mu, że strasznie się cieszy z jego wizyty, gdyż rzadko miewa gości, bo przecież jest duchem. I tak zaczyna się znajomość Yuuko i Teiichiego, gdyż chłopak zostaje niejako skazany na towarzystwo ducha uczennicy. No, bo wyobraźcie sobie, że przez 60 lat z nikt nie zwracał na was uwagi, a tu pewnego dnia znajduje się osoba, która was widzi. Szybko nie dalibyście takiej osobie spokoju, oj nie. Ale nie będzie prawdą, jeśli napiszę, że towarzystwo dziewczyny Teiichiemu przeszkadza. Tak więc, kiedy chłopak dowiaduje się, że Yuuko nie pamięta absolutnie nic ze swojego życia, postanawia założyć Klub Badaczy Zjawisk Paranormalnych, który oficjalnie ma badać liczne legendy opowiadane w szkole, a nieoficjalnie odkrywa okoliczności śmierci Yuuko.

Ja wiem, co można wywnioskować po opisie tego anime. Sama troszkę dałam się nabrać. Nie mówię oczywiście, że w nie było tutaj tajemnic do rozwiązania i elementów teoretycznie strasznych, jednakże to wszystko zostało zepchnięte na dalszy plan i przysłonięte romansem głównych bohaterów. No, po prostu nie tego oczekiwałam. Chciałam anime, które będę oglądała z zaciekawieniem, lekkim uczuciem niepokoju i głową pełną myśli jak rozwiąże się dana zagadka. A dostałam, no cóż, ducha-dziewczynę rozbierającą się przy każdej okazji i wiecznie rumieniącego się chłopca.
Może jestem trochę za surowa, bo w sumie nie było to aż takie złe. Może mogłam się tego spodziewać. Obejrzałam "Tasogare Otome x Amnesia" i właściwie sama nie wiem co powinnam o nim myśleć.

Fabuła, no zapowiadało się dobrze, a wyszło jak zwykle... Bohaterowie przez większość czasu tak naprawdę nie robili nic, aby choć trochę przybliżyć rozwiązanie zagadki. A jak później zauważyłam, było ono naprawdę blisko. Sama historia Yuuko prezentowała się bardzo dobrze, myślę, że idealnie opisują ją słowa przerażająco realistyczna. Była też fajnie pokazana, bo, co rzadko się zdarza, widz może ją oglądać oczami Yuuko. Również zakończenie było bardzo dobre, bo chociaż mnie nie poruszyło to podobało mi się i wiem, że spora część oglądających nie mogła powstrzymać łez. No, ale oczywiście twórcom udało się to idealnie spartolić przez dosłownie ostatnie dwie minuty. Chylę czoło!
Szczerze mówiąc, prawie wszystko co było pomiędzy tym, było po prostu nudne. Dużo lekko głupawej komedii, dużo za dużo romansu i zdecydowanie za mało horroru i tajemnic.

Muszę przyznać, że chyba po raz pierwszy spotkałam się z czymś takim, że jest tylko czworo bohaterów i w zasadzie nic ponadto. Czasami miałam wrażenie, że do tej szkoły chodzą tylko te trzy osoby (i Yuuko). Na szczęście, twórcy jednak nie zapomnieli, że to jednak miała być szkoła i od czasu do czasu mamy zaszczyt oglądać pozostałych uczniów.
Dobra, postacie. Zacznę od Yuuko, niepoprawnie optymistycznej i wiecznie wesołej dziewczyny-ducha. Mój stosunek do niej zmieniał się co jakiś czas i teraz, po obejrzeniu całego anime, nadal mam co do niej mieszane uczucia. Na początku pierwszego odcinka stwierdziłam, że będzie zabawna i pozytywna - po całym odcinku już nie byłam tego taka pewna. Przez większość czasu niemiłosiernie mnie irytowała, aż tam gdzieś pod koniec jej charakter został znacznie rozbudowany i wyjaśniło się, dlaczego była jaka była. Autor miał naprawdę dobry pomysł na tę postać. Żeby jeszcze tylko nie zrzucała ciuchów w każdej wolnej chwili...
 Skoro Yuuko mam za sobą, więc pora na Teiichiego, który jest naprawdę beznadziejny. Zgadzający się na wszystko, zupełnie niezdecydowany, tak miły i życzliwy, że aż można rzygnąć tęczą i rumieniący się niczym cnotliwa panienka był drugą największą wadą tego anime.
Trzecią postacią jest Kanoe Kirie, którą od razu polubiłam i to chyba właśnie ona trzymała mnie przy tym do
końca. Kirie jest naprawdę realistyczna - twarda, oschła i zamknięta w sobie, a jednocześnie pełna słabości i wątpliwości. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdyby nie ona, to Teiichi nigdy by sobie nie poradził ze swoimi problemami.  Bardzo żałuję, że jej samej jest stosunkowo mało, bo na przykład w ostatnich odcinkach mamy okazję oglądać ją tylko w scenach, kiedy Teiichi, niemota życiowa, przychodzi do niej po radę, bo już sam nie wie, czy kocha tę Yuuko, czy nie.
I już ostatnia postać, a mianowicie Okonogi Momoe. Jest to typ dobrze wszystkim znany. Momoe jest upartą, naiwną optymistką, która rozumem nie grzeszy. Jej rola w tym anime polega na rozluźnianiu atmosfery i w zasadzie niczym innym.
Najbardziej zastanawiającą mnie kwestią odnośnie bohaterów jest to, czy oni nie mają życia poza szkołą?! Twórcy nie pokazali nam żadnych wydarzeń dziejących się w innym miejscu,bohaterowie spędzają tam czasami cały dzień, a i parę razy się zdarzyło, że wędrowali szkolnymi korytarzami w środku nocy i naprawdę nikomu to nie przeszkadzało...


Kreska jest w porządku. Tła są bardzo ładne. Podoba mi się sposób w jaki zostały podkreślone elementy nadprzyrodzone. Oprócz tego, od czasu do czasu, zupełnie znikąd pojawiały się liście klonu, ale według mnie były ładne i pasowały.


Rzeczą, o której zdecydowanie wypada wspomnieć jest muzyka, która jest ogromną zaletą. Muszę tutaj wspomnieć o prześlicznym utworze Requiem ( Nao Hiiragi ); po prostu go uwielbiam i pomimo częstego słuchania nadal strasznie mi się podoba. A kiedy pojawiał się w samym anime, no to po prostu byłam urzeczona. Opening (Konomi Suzuki - Choir Jail)  był bardzo dobry - żywiołowy i z pazurem. Bardzo go lubię. Natomiast ending (Aki Okui - Calendrier) już okropnie mnie nudził i naprawdę rzadko oglądałam go do końca.

Podsumowując, Tasogare Otome x Amnesia średnio mi się podobało. Jednak jest to tylko moja subiektywna ocena. Polecam to anime zwłaszcza miłośnikom romansu, ale takim naprawdę wielkim, ponieważ sama bardzo lubię ten gatunek, a moja ocena jest jaka jest.
Myślę, że jeśli ktoś się waha, to dobrym pomysłem jest obejrzenie kilku pierwszych odcinków. A nuż się spodoba!

(To chyba mówi wszystko)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Free!


Tytuł oryginalny: Free!
Tytuły alternatywne: 
フリー!
                           Free! - Iwatobi Swim Club                        
Czas trwania: 12x24 min
Rok wydania: 2013
Gatunek: Sportowe, Okruchy życia



Kiedy Haruka, Nagisa, Makoto i Rin byli w podstawówce, popłynęli razem w sztafecie, którą wygrali. Po tym zwycięstwie Rin postanowił, że wyjedzie do Australii, aby zostać profesjonalnym pływakiem i wziąć udział w Igrzyskach Olimpijskich. Natomiast reszta przyjaciół porzuciła myśl o pływaniu i każdy z nich poszedł własną drogą. Kilka lat później Haru, Makoto i Nagisa spotykają się ponownie w liceum i odnawiają swoją znajomość. Kiedy chłopcy dowiadują się, że basen na którym kiedyś pływali ma zostać wyburzony, idą tam, żeby ostatni raz móc w nim popływać. W opuszczonym budynku spotykają Rina, który po powrocie do kraju pragnie zmierzyć się z Haruką, w celu wyłonienia lepszego pływaka. W rezultacie trzej przyjaciele, w swoim liceum, zakładają klub pływacki, mający na celu  rywalizacje i ponowne zbliżenie do odmienionego Rina. W prowadzeniu klubu pomaga im, jako menadżerka siostra Rina, Gou, jako opiekunka charyzmatyczna nauczycielka Amakata-sensei. Za to jako czwarty, niezbędny członek klubu, występuje Rei.
Jak potoczą się losy dawnych przyjaciół i czy będą oni zdolni do ponownego pływania razem?

Wiele koleżanek/kolegów recenzentów, pisze krytycznie o tej serii, nie zostawiając na niej suchej nitki. W niektórych kwestiach muszę się z nimi zgodzić, ale ostatecznie moja ocena tego anime wygląda nieco inaczej. Pomysł na fabułę był dobry, nie wyśmienity lub oryginalny, po prostu dobry. Ale oglądając Free! na każdym kroku widać niewykorzystany potencjał.  Relacje pomiędzy bohaterami to duży minus anime. W niektórych sytuacjach jest to czysty fanservice, wręcz parodia relacji pomiędzy nastolatkami. A same postacie wydają się być przerysowane i nierealistyczne. I właściwie to tyle, więcej wad anime nie widzę, ale to może być tylko moje zdanie. Ale skoro już surowo oceniłam postacie to spróbuję Wam je nieco przybliżyć.

Głównym bohaterem anime jest Haruka Nanase, nazywany czasem Haru-chan. Jedynym miejscem w którym czuje się w pełni wolny jest woda, co skutkuje tym, że jeśli tylko ma taką możliwość pływa lub po prostu przesiaduje w wannie z wodą. Małomówny, zdystansowany, kryjący się ze swoimi uczuciami, ale ostatecznie przyjacielski.... Nie, nie opisuję tutaj tsundere.
Kolejny jest Rin Matsuoka, znany również jako Człowiek Rekin. W dzieciństwie zawsze uśmiechnięty młodzieniec, kochający pływać. Obecnie rywal Haruki, chłopak z wielkimi marzeniami.
Oprócz wymienionych, są jeszcze Nagisa - typ uroczy, Makoto - typ miły oraz Rei - typ mądry, w okularach. Można zauważyć, że męscy bohaterowie reprezentują różne typy charakterów, jak i urody. W skrócie, do wyboru, do koloru, czyli każda pani znajdzie swojego faworyta, ulubieńca.
Nie licząc chłopców, moją ulubioną postacią jest siostra Rina, Gou Matsuoka. Chyba jako jedyna ma wyrazisty charakter. O tak, utożsamiam się z tą dziewczyną!
Resztę bohaterów występujących w serii śmiało można nazwać statystami, są, ładnie wygladają, czasem coś powiedzą, ale wielkiego wpływu na fabułę nie mają.


Seiyū spisali się znakomicie, w najbardziej absurdalnych sytuacjach słychać, że nawet oni mieli niezły ubaw. Ze znanych głosów usłyszymy, m.in. jednego z moich ulubionych seiyu, Mamoru Miyano, jako Rina, głos tego pana możecie kojarzyć z roli Light'a w Death Note czy Zera w Vampire Knight. Reszta postaci również przemawia głosami, które z kimś nam się już kojarzą. 

Największym plusem Free! jest ewidentnie strona wizualna. Kreska jest śliczna, postacie są ładnie zaprojektowane. Co prawda w niektórych momentach tła, zostawiają trochę do życzenia, ale w większości momentów są staranne. Animacja jest, jak przystało na anime sportowe, zniewalająca. Widzimy każdą kroplę wody, każde załamanie światła.


W muzyce przeważa dupstep, ale w chwilach smutniejszych mamy delikatniejsze melodię. Ogólnie muzyką dobrze się wkomponowuję. Opening to Rage on w wykonaniu zespołu OLDCODEX (gdzie znów usłyszymy głos Rina), jest on rytmiczny, miło się słucha i ogląda. Jednak to ending wywarł na mnie większe wrażenie. Nie dość, że nie można oderwać wzroku od przewijających się obrazów, to dodatkowo muzyka jest znakomicie dobrana ( Splash Free - Style Five).

Podsumowując seans Free! uważam za udany, ale nie wbijający w fotel. Można obejrzeć z ciekawości czy z nudów. Jednym się spodoba, a innym niekoniecznie. To anime, z pewnością skierowane jest bardziej do damskiej części widowni, ale myślę, że i mężczyźni nie powinni się zbytnio nudzić. Tak, więc moja ocena nie jest jednoznaczna, ale osobiście polecam obejrzeć chociażby kilka pierwszych odcinków. A i już na pewno polecam osobą lubiącym dobrą animację. Na samym końcu zaznaczę raz jeszcze, że anime nie jest ambitne i, żeby nie spodziewać się za wiele, a potem mocno rozczarować.








                                 

niedziela, 17 listopada 2013

A w niedzielę Bóg opuścił świat… „Kamisama no Inai Nichiyoubi”



Tytuł oryginalny: Kamisama no Inai Nichiyoubi
Tytuł alternatywny: The Sunday without God
Gatunki: Fantasy, Dramat, Komedia, Przygodowe
Rok produkcji: 2013
Ilość odcinków: 12
 

Wyobraźmy sobie, że Bóg rzeczywiście istnieje. To właśnie dzięki Niemu, tak dobrze znany nam świat funkcjonuje  tak, a nie inaczej. Ale pewnego dnia coś się zmienia… Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, Bóg stwierdza, że świat, który stworzył nie wyszedł Mu i pozostawia ludzi samym sobie. Bóg odchodzi. Niektórzy zapytają pewnie: „ Co to zmienia?” No cóż, okazuje się, że zmienia. I to dużo. W świecie opuszczonym przez Stwórcę ludzie nie rodzą się i nie umierają. Owszem, mogą zostać zabici, ale za chwilę wstają i egzystują jako dobrze nam znane zombie. Na szczęście Bóg zmiłował się nad ludźmi i jako swój ostatni dar zesłał grabarzy. Ludzie ci posiadają zdolność zabicia zmarłych na amen. Jedną z nich jest Ai, która ten „interes” przejęła w wieku 7 lat, kiedy to zmarła jej mama. Teraz ma 12 lat i codziennie tryskając pozytywną energią wchodzi na wzgórze, aby z zapałem kopać groby dla mieszkańców wioski. Bo Ai przezorną jest dziewczynką i woli wykopać wszystkie groby od razu i mieć z głowy. Tak więc poznajemy ją w chwili, gdy całe wzgórze jest już zapełnione dokładnie 47 dołami – dla każdego mieszkańca wioski. Podczas gdy dziewczynka wraca do domu, zastanawiając się, co będzie robiła jutro, skoro wszystkie groby wykopane, spotyka tajemniczego i przystojnego mężczyznę (prawda, że nietypowo?).
Mroczny Pan przedstawia się jej jako Hampnie Hambart, co powoduje chwilowy szok dziewczynki, bowiem jej mama mówiła, że właśnie tak nazywa się jej ojciec i kiedyś na pewno przyjdzie się z nią spotkać. Tak więc Ai, nie zważając na protesty przybysza stwierdza, iż jest on jej tatą. I byłoby bardzo radośnie, gdyby nie to, co Ai zastaje w wiosce. Bowiem wszyscy mieszkańcy wioski - ludzie, którzy ją przygarnęli i wychowali, ludzie, z którymi żyła i którzy byli jej naprawdę bliscy, wszyscy oni zostali zamordowani. Ai jest w szoku - ludzi z wioski zabił Hampnie Hambart. Ale dlaczego? Ai tego nie wie, ale jednego jest pewna - on na pewno nie jest jej ojcem.

Muszę powiedzieć, że pomysł na fabułę od początku bardzo mnie zaciekawił. Myślę, iż nikt nie przypuszcza, że brak Boga miałby tak katastrofalne skutki. Czy gdyby nie było Boga, ludzie przestaliby rodzić się i umierać? Na to pytanie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć, ale jest to bardzo interesujące stwierdzenie.

 
Ale wróćmy do anime. Bo sama fabuła idzie w trochę w innym kierunku, niż można by początkowo przypuszczać. Całe anime jest podzielone na cztery epizody. Na początku mamy okazję oglądać, jak Ai za bardzo nie ma co ze sobą zrobić, po tym jak Hampnie wybił całą jej wioskę w pień. O dziwo, jest to dość ciekawe. Następnie, po bardzo smutnym wydarzeniu, przy którym ryczałam jak mała dziewczynka, bohaterka wyrusza w podróż, chce bowiem ocalić świat. Druga z czterech historii przedstawia nam pierwszy przystanek w jej podróży, a mianowicie miasto Wschód Słońca. Nie zdradzę wam dużo, ale ten wątek zrobił na mnie niemałe wrażenie, a samo miasto posiadało niesamowity klimat . Najsłabiej prezentuje się historia nr 3. Jak dla mnie, jest ona po prostu przydługim wprowadzeniem do świetnej historii 4, która poruszyła mnie oraz dała do myślenia.

No dobra, z grubsza nakreśliłam wam jak to wygląda. Gdzieś tam po drodze Ai zdaje sobie sprawę z tego, że ocalenie świata to nie taka prosta sprawa, jak jej się wydawało. Jednakże dla mnie najgorsze było to, że gdzieś w tym wszystkim główna fabuła spadła na dalszy plan. O fakcie, iż Ai jest grabarzem przypominał nam jedynie jej ulubiony szpadel, który wszędzie ze sobą nosiła oraz to, że od czasu do czasu chwaliła się swoim zawodem przed nowo napotkanymi osobami. Boli również, że po dokładnym obejrzeniu całego anime, nie znalazłam odpowiedzi na niektóre pytania. I mówię tutaj o tych wcześniej wspomnianych historiach. Mimo iż były świetne, to po prostu miały dziury.


Co do postaci, to zaliczam je i na plus i na minus. Główna bohaterka, wbrew mojemu początkowemu przekonaniu, nie irytowała. Owszem, była głupiutką dziewczynką, ale przy tym naprawdę sympatyczną i posiadającą pewien urok, dzięki czemu polubiłam ją. No i muszę przyznać, że czasami prezentowała ciekawy punkt widzenia, aż byłam zaskoczona.

Dalej mamy Pana Mhrocznego, i znowu pierwsze wrażenie okazało się mylne.Naturalnie, objawił się jako super tajemniczy bish, który ma wszystko gdzieś i w ogóle jest taki zajebisty. Na szczęście był naprawdę fajną postacią. Gadał z sensem, miał ciekawą historię i wzruszający cel. No i nie był aż taki ponury, jak się na początku wydawało. Strasznie go polubiłam i nadal szkoda mi, że tak szybko został odsunięty na dalszy plan.
Następnie mamy bohatera, któremu stosunkowo dostało się od twórców. Julie, mimo że sympatycznie kreowany na takiego dobrego wujka, czasami odwalał takie akcje, że głowa mała. Pozwolę sobie przytoczyć:  
„Nienawidzę Hampnie'ego, chcę go zabić za to, że zamordował moją żonę. Muszę się zemścić.
(Mija ok. pół odcinka)
Tak w sumie to ja i Hampnie jesteśmy przyjaciółmi!"
Kolejnym przykładem postaci, która została potraktowana trochę z buta, jest Scar - grabarka towarzysząca Ai w późniejszych odcinkach. Zwłaszcza w pamięć zapadła mi jedna sytuacja, kiedy uciekła, a potem w sumie nie było wiadomo dlaczego.
No i, żeby nie było, wspomnę jeszcze o bohaterze, który zyskał moją sympatię i był miłym zaskoczeniem. Alis (w niektórych tłumaczeniach Alice), bo tak na imię temu CHŁOPAKOWI, na początku sprawiał wrażenie takiego knującego nastolatka, co jest dla wszystkich chamski i w ogóle obrażony na cały świat. No i napiszę to po raz kolejny: To wrażenie było mylne. Był naprawdę miły, uczynny i miał poczucie humoru.
Co do reszty postaci, to obecność dużej części z nich była po prostu bez znaczenia. Zwłaszcza nagromadzenie niepotrzebnych postaci można zaobserwować przy historii nr 3.

To teraz trochę o stronie wizualnej. Kreska jest, według mnie, w porządku. Chociaż, kiedy zaczynałam seans Kamisama no Inai Nichiyoubi, ChiuLan zwróciła moją uwagę na to,że "ale one mają wielkie głowy!" (bo chodziło jej głównie o kobiety). Cóż, muszę przyznać, że coś w tym jest, jednakże nie przeszkadzało mi to w oglądaniu. Dużo większym problemem były dla mnie włosy głównej bohaterki. O ile grzywka jest w porządku, o tyle już nad grzywką tak cudacznie odstają, a na dodatek jeszcze z samego czubka głowy wyrastają jej trzy pojedyncze włosy, które wyglądają jak czułki.

Tła są po prostu przecudowne, tworzą tak niesamowicie magiczny klimat, że aż brak mi słów. To zachodzące słońce, góry, lasy, wodospady... tutaj się postarali. I byłoby wszystko ładnie, pięknie gdyby coś mnie nie zakuło w oczy. No bo, mamy wioskę, gdzie ludzie uprawiają rośliny i żyją sobie jak to w wiosce, a wokół nich cudowne krajobrazy natury nietkniętej przez człowieka. Ludzie też ubrani raczej jak z jakiegoś fantasy wzorowanego na średniowieczu. Aż tu nagle wyskakuje facet z pistoletem w dłoni,wyskakuje drugi, bohaterowie podróżują samochodem po autostradzie i inne tego typu kwiatki. Ludzie też, niektórzy ubrani normalnie, a niektórzy tak starodawnie. Trochę mi się to ze sobą gryzło.

Muzycznie muszę stwierdzić, że jest bardzo dobrze. Utwory w tle były piękne i naprawdę pasowały do sytuacji i miejsca. Wspomniane już przeze mnie miasto Wschód Słońca, naprawdę wiele zawdzięcza właśnie muzyce. Co do openingu (Eri Kitamura - Birth) - podoba mi się, jest naprawdę żywiołowy i fajny. Strasznie przyjemnie się go słucha. Z endingiem (Mikako Komatsu - Owaranai Melody wo Utaidashimashita) jest trochę inna sytuacja. Piosenka jest po prostu piękna, a że jest puszczana już pod koniec odcinka, to wpasowuje się tak idealnie, że wraz z końcówką odcinka nierzadko powoduje głębokie wzruszenie.


Podsumowując, mimo dość sporej ilości niedociągnięć Kamisama no Inai Nichiyoubi będę wspominała bardzo miło, ponieważ to anime zainteresowało mnie, nieraz rozśmieszyło oraz (co cenię najbardziej) dwa razy zmusiło do płaczu. Nie mogę wam z czystym sumieniem polecić tego tytułu, ale nie mogę go też wam odradzić. Myślę, że każdy sam musi stwierdzić czy jest w stanie przymknąć oko na wady tej produkcji, czy też to już dla niego za wiele. Mam nadzieję, że ta recenzja będzie dla kogoś pomocna przy decyzji czy obejrzeć, czy też nie. 

To tyle, dziękuję za uwagę.




~Tenshi

środa, 6 listopada 2013

Nowy tytuł od Yumegari


3 listopada wydawnictwo Yumegari ogłosiło, że na przełomie maja i czerwca zostanie wydana bestsellerowa manhwa "Doll Song" autorstwa Lee Sun-Young znanej również pod pseudonimem Kine In Aqua.
 Na stronie wydawniictwa pojawił się juź wstępny opis:

Niespotykana piękność, Lee Woo-hee została porwana, a nieco później odnaleziona pod drzewem śliwy. Po tym wydarzeniu dom może opuścić jedynie podczas pełni księżyca. Pewnej nocy spotyka egzorcystę, który ostrzega ją przed mężczyzną w czerni. Czy Woo-hee weźmie sobie to ostrzeżenie do serca? A może jest już za późno?

 Po więcej informacji odsyłamy na stronę wydawnictwa Yumegari.


środa, 30 października 2013

Heartbreak Library



Tytuł oryginalny: Keu Namjaui Chak 198Jjeuk
Tytuł alternatywny: Heartbreak Library
Gatunek: Melodramat
Kraj produkcji: Korea Południowa
Rok produkcji: 2008
Czas trwania: 1 godz. 37 min.


Bibliotekarka Eun-soo przyłapuje Joon-oha na gorącym uczynku, kiedy ten wyrywa stronę z książki i oskarża go o wandalizm. Podczas naprawiania szkód wyrządzonych przez mężczyznę panna Cho zauważa, że z każdej z książek zniszczonych przez Joon-oh'a została wyrwana dokładnie strona 198. Zaciekawiona próbuje dowiedzieć się więcej o Kim Joon-oh'u. Szybko dowiaduje się co stoi za dziwnym postępowaniem mężczyzny. Okazuje się bowiem, że porzuciła go dziewczyna i jedyne co po sobie zostawiła to list, z wypisanym słowami "Wszystkie moje uczucia do ciebie są zapisane na 198 stronie". Jako, że Min-Kyung (dziewczyna Joon-oh'a) była molem książkowym i często przesiadywała w bibliotece, odnalezienie książki z tą właśnie informacją wydaje się wręcz niemożliwe. Eun-soo decyduje się pomóc cierpiącemu z miłości Joon-ohowi i razem zaczynają poszukiwania książki, w której zapisane są uczucia ukochanej Kim Joon-oh'a.

To, że obejrzałam tę dramę to czysty przypadek, po prostu inne nie chciały mi się odtworzyć. Ale wcale nie żałuje, że tak się stało. Mimo, że film nie jest zbyt długi, mamy w nim przedstawioną naprawdę przyzwoitą fabułę. Początek się dłuży, ale im dalej tym lepiej. Z rozwojem fabuły, mamy szansę coraz lepiej poznać bohaterów, jesteśmy świadkami zmian zachodzących w ich życiu. Heartbreak Library ewidentnie jest romansem, ale jeżeli myślicie, że jest to lekki film na poprawienie humoru to muszę wyprowadzić was z błędu. Co prawda drama nie jest zbyt ambitna, ale są w niej momenty na których naprawdę można się wzruszyć. Chociaż to nadal nie zmienia tego, że jest to seans na jeden wieczór, ale i tak miło jest do tej dramy wrócić. Osobiście oglądałam ją już dwa razy, śmiałam się i płakałam na tych samych momentach co za pierwszym razem.

Główna bohaterka Cho Eun-soo, grana przez Yoo Jin (znaną m.in. z dramy "Wonderful Life"), jest przeciętną kobietą, nie wyróżniającą się z tłumu. Pracuje jako bibliotekarka, a swoją pracę wykonuje sumiennie. Eun-soo jest sympatyczna i zabawna. Bez zastanowienia pomaga innym. Jest kobietą doświadczoną przez życie, wie czym jest niespełniona miłość, ale mimo to nie załamuje się ( a przynajmniej nie bardzo ).Przez te niespełna dwie godziny nie poznajemy jej zbyt dobrze, ale to nie przeszkadza w polubieniu tej postaci. Eun-soo jest bohaterką z którą można by się utożsamiać, osobiście bardzo ją polubiłam.

Kim Joon-oh, grany przez Dong-Wook Lee ("My Girl"), jest za to postacią, o której praktycznie do ostatnich minut wiemy bardzo niewiele. Z początku wydaje się być osobą podejrzaną, wręcz szaloną. Jednak z czasem, kiedy poznajemy go lepiej, dowiadujemy się, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Joon-oh jest wzruszającą postacią, szczerze mówiąc ta rola Dong-Wook'a w pełni mnie zauroczyła.

W Heartbreak Library występują również inne osoby, o których wiemy bardzo niewiele. Nie są to nawet postacie drugoplanowe. Możemy wymienić koleżanki z pracy Eun-soo, uroczą Sun-Mi, trwającą w burzliwym związku i profesor Paeng, singielkę, próbującą zmienić ten stan na każdy możliwy sposób, stażysta pracujący w bibliotece, postać z pewnością zabawna, ale nie wiemy o niej zbyt wiele. Jest jeszcze kilka osób, ale o nich nie wiemy nic, pojawiających nie na niespełna kilka minut w całym filmie.

Wszystkie postacie są realistyczne, mają ciekawie wykreowane charaktery. I naprawdę szkoda, że drama jest tak krótka, że nawet nie mamy szansy poznać ich bliżej.

Co do oprawy muzycznej, tu nie można zbyt wiele napisać. Jakaś tam muzyka jest, ale ogranicza się ona raczej do jakichś prostych melodii i cichego pobrzękiwania na instrumentach. Na uwagę zasługuje natomiast utwór, słyszany podczas napisów końcowych. Jest wolny, romantyczny i ma w sobie coś co sprawia, że łzy same cisną się do oczu. Dla zainteresowanych  SS501 - Gaze.

         "Dawna miłość nigdy się nie zmienia"

Podsumowując, seans Heartbreak Library uważam za bardzo udany. Film opowiada historię pięknego uczucia, do którego z chęcią się powraca. Dramę polecam szczególnie miłośnikom gatunku, ale nie tylko. Szczerze mogę powiedzieć, że jest on dla wszystkich. Mnie, jako osobie podejrzliwie nastawionej do romansów pełnych zbędnego dramatyzmu, bardzo się spodobał i na pewno obejrzę go jeszcze nie raz. Zaznaczam jednak, żeby nie oczekiwać zbyt wiele, Tak jak wspominałam, jest to drama na jeden wieczór, dlatego jeżeli nie macie żadnych planów, sięgnijcie po Heartbreak Library.







piątek, 18 października 2013

O tym jak najpopularniejszy chłopak w szkole pomaga aspołecznej dziewczynie wyjść do ludzi, czyli „Sukitte Ii na yo”



Tytuł oryginalny: Sukitte Ii na yo
Tytuł alternatywny: Say I Love You
Gatunki: Romans, Szkolne, Okruchy życia, Shoujo
Rok produkcji: 2012
Ilość odcinków: 13



Kurosawa Yamato to szkolny przystojniak nr 1. Dziewczyny za nim szaleją… i trudno się dziwić. Jest nie tylko wysoki i przystojny, ale też uprzejmy i dobrze wychowany, no ideał! Ale Yamato w ogóle nie rozumie całego tego szumu wokół siebie. Owszem, lubi spędzać czas z dziewczętami, ale na dłuższą metę żadna go nie interesuje… do czasu. Cóż, wiadomo jak to jest, szkolny ideał musi mieć trochę mniej rozgarniętego przyjaciela, i jak to często bywa, czasami mu się za niego obrywa. Tak jest i tym razem – wskutek nieporozumienia naszemu  przystojniakowi  dostaje się z kopniaka  z półobrotu od Tachibany  Mei. Yamato nie jest jednak wściekły - wręcz przeciwnie, jest dziewczyną zafascynowany i chce się z nią zaprzyjaźnić. A trzeba nam wiedzieć, że Mei  nie cierpi ludzi, a przyjaciół uważa za niepotrzebnych. Jednak Yamato jak sobie coś postanowi, to tak szybko nie zrezygnuje, oj nie. Tak więc przychodzi dzień, w którym nawet nasza totalnie samowystarczalna superwoman potrzebuje pomocy. Jedyną osobą, do której może się zwrócić jest, tak, zgadliście, Kurosawa Yamato. A nasz bohater ma sposoby na prześladowców, oj ma. No bo, zadajmy sobie pytanie „Jak pozbyć się prześladowcy dziewczyny?”, odpowiedź chyba narzuca się sama. Wystarczy ją pocałować na jego oczach!

I tym radosnym akcentem kończy się pierwszy odcinek. Muszę przyznać, że mimo tego, że wiedziałam o tym z opisu, to i tak mnie zatkało. A może tylko mnie wydaje się to takie dziwne? Nieważne. Akcja dalej toczy się w tę stronę, że Mei z totalnie aspołecznej dziewczyny, z pomocą Yamato, staje się bardziej otwarta i stwierdza, że ludzie jednak mogą być życzliwi. Kolejne odcinki przedstawiają również różne codzienne  problemy, z którymi młodzi ludzie muszą się zmierzyć. I to chyba tyle. Ale w sumie wystarczy! Tę serię oglądało się bardzo przyjemnie. Nie nudziło mi się ani, jak to czasami bywa, nie zadawałam sobie pytania: „O czym to, tak właściwie, jest?”.

Yamato na początku bardzo mnie irytował swoim podejściem. „Dziewczyna mnie prosi, żebym ją pocałował? Nie ma problemu, a właściwie to czemu by nie całować się z każdą?”  Na szczęście trwało to tylko trzy czy cztery odcinki. Potem naprawdę polubiłam Yamato. Imponował mi swoją cierpliwością i opiekuńczością, a momenty z Mei były naprawdę słodkie. 
Główna bohaterka prezentuje się nieco gorzej. O ile w pierwszym odcinku wypadła świetnie, o tyle po wspomnianym pocałunku stopniowo traciła cały swój charakterek. Rumieniła przy każdym spojrzeniu Yamato, była cicha i małomówna,  a przy tym bała się odezwać choćby słowem kiedy coś jej nie pasowało. Z jednej strony irytowało mnie, że znosiła swoje cierpienia niczym męczennica, ale po głębszym zastanowieniu nie wiem czy sama potrafiłabym na jej miejscu powiedzieć „Nie rób tego i tego, bo to sprawia mi przykrość.”. Co nie zmienia faktu, że nie obraziłabym się, gdyby miała w sobie więcej pazura.
Pojawiły się jeszcze inne postaci, które mniej lub bardziej polubiłam. Z tej grupy wybija się tylko Megumi, której przypadła rola „tej trzeciej”. Cóż, przez większą część swojego czasu antenowego prezentowała fałszywe uśmieszki i nieczyste zagrania, więc nie pomogła nawet dramatyczna historia. Natomiast postać  na plus to według mnie Kai, czyli rywal naszego przystojniaka. I o ile Megumi mnie denerwowała, o tyle Kaiowi (niech mnie ktoś poprawi, jeśli źle odmieniam) w pewnym momencie nawet kibicowałam. Spodobała mi się jego historia i charakter. Według mnie był naprawdę w porządku, zwłaszcza w stosunku do Yamato.
Kreska nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale jest ładna. Chociaż czasami miałam wrażenie, że Yamato jest bardzo wydłużony. Muszę pochwalić też to, że bohaterowie nie chodzili ciągle w tych samych ciuchach (oczywiście duża część wydarzeń rozgrywa się w szkole, więc logiczne jest, że wtedy mają na sobie mundurki). Natomiast, gdy tylko gdzieś wychodzili zawsze byli inaczej ubrani.

Muzycznie jest dobrze. Muzyka w tle pasowała do sytuacji, ale specjalnie się nie wybijała. Spodobał mi się opening (Ritsuko Okazaki - Friendship). Nie było jakiejś wielkiej sensacji, ale przyjemnie się słuchało. Zaliczam opening na plus – jest naprawdę uroczy. Muszę przyznać, że początkowo jakoś denerwował mnie ending (Suneohair - Slow Dance). Nie mogłam ani go słuchać ani tym bardziej na niego patrzeć. Ale jak to czasem bywa, stopniowo się do niego przyzwyczajałam i już pod koniec bardzo go polubiłam, jednakże niechęć do niebieskich prostokątów została.

Podsumowując, seans Sukitte Ii na yo uważam za udany. Naturalnie, ma kilka wad i nie należy się spodziewać wielkich zwrotów akcji oraz sytuacji mrożących krew w żyłach, ale to przecież nie o to chodzi w tym gatunku. To anime jest lekkie, przyjemne i urocze. Myślę, że jest fajną odskocznią od cięższych tytułów. Jeśli lubicie czasem pooglądać sobie trochę głupiutkie komedie romantyczne, to jest to tytuł dla Was.
 


Tak więc moja pierwsza recenzja. Mam nadzieję, że jest w miarę dobrze. Koniecznie napiszcie co na przyszłość poprawić. Będę bardzo wdzięczna.

~ Tenshi