niedziela, 17 listopada 2013

A w niedzielę Bóg opuścił świat… „Kamisama no Inai Nichiyoubi”



Tytuł oryginalny: Kamisama no Inai Nichiyoubi
Tytuł alternatywny: The Sunday without God
Gatunki: Fantasy, Dramat, Komedia, Przygodowe
Rok produkcji: 2013
Ilość odcinków: 12
 

Wyobraźmy sobie, że Bóg rzeczywiście istnieje. To właśnie dzięki Niemu, tak dobrze znany nam świat funkcjonuje  tak, a nie inaczej. Ale pewnego dnia coś się zmienia… Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, Bóg stwierdza, że świat, który stworzył nie wyszedł Mu i pozostawia ludzi samym sobie. Bóg odchodzi. Niektórzy zapytają pewnie: „ Co to zmienia?” No cóż, okazuje się, że zmienia. I to dużo. W świecie opuszczonym przez Stwórcę ludzie nie rodzą się i nie umierają. Owszem, mogą zostać zabici, ale za chwilę wstają i egzystują jako dobrze nam znane zombie. Na szczęście Bóg zmiłował się nad ludźmi i jako swój ostatni dar zesłał grabarzy. Ludzie ci posiadają zdolność zabicia zmarłych na amen. Jedną z nich jest Ai, która ten „interes” przejęła w wieku 7 lat, kiedy to zmarła jej mama. Teraz ma 12 lat i codziennie tryskając pozytywną energią wchodzi na wzgórze, aby z zapałem kopać groby dla mieszkańców wioski. Bo Ai przezorną jest dziewczynką i woli wykopać wszystkie groby od razu i mieć z głowy. Tak więc poznajemy ją w chwili, gdy całe wzgórze jest już zapełnione dokładnie 47 dołami – dla każdego mieszkańca wioski. Podczas gdy dziewczynka wraca do domu, zastanawiając się, co będzie robiła jutro, skoro wszystkie groby wykopane, spotyka tajemniczego i przystojnego mężczyznę (prawda, że nietypowo?).
Mroczny Pan przedstawia się jej jako Hampnie Hambart, co powoduje chwilowy szok dziewczynki, bowiem jej mama mówiła, że właśnie tak nazywa się jej ojciec i kiedyś na pewno przyjdzie się z nią spotkać. Tak więc Ai, nie zważając na protesty przybysza stwierdza, iż jest on jej tatą. I byłoby bardzo radośnie, gdyby nie to, co Ai zastaje w wiosce. Bowiem wszyscy mieszkańcy wioski - ludzie, którzy ją przygarnęli i wychowali, ludzie, z którymi żyła i którzy byli jej naprawdę bliscy, wszyscy oni zostali zamordowani. Ai jest w szoku - ludzi z wioski zabił Hampnie Hambart. Ale dlaczego? Ai tego nie wie, ale jednego jest pewna - on na pewno nie jest jej ojcem.

Muszę powiedzieć, że pomysł na fabułę od początku bardzo mnie zaciekawił. Myślę, iż nikt nie przypuszcza, że brak Boga miałby tak katastrofalne skutki. Czy gdyby nie było Boga, ludzie przestaliby rodzić się i umierać? Na to pytanie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć, ale jest to bardzo interesujące stwierdzenie.

 
Ale wróćmy do anime. Bo sama fabuła idzie w trochę w innym kierunku, niż można by początkowo przypuszczać. Całe anime jest podzielone na cztery epizody. Na początku mamy okazję oglądać, jak Ai za bardzo nie ma co ze sobą zrobić, po tym jak Hampnie wybił całą jej wioskę w pień. O dziwo, jest to dość ciekawe. Następnie, po bardzo smutnym wydarzeniu, przy którym ryczałam jak mała dziewczynka, bohaterka wyrusza w podróż, chce bowiem ocalić świat. Druga z czterech historii przedstawia nam pierwszy przystanek w jej podróży, a mianowicie miasto Wschód Słońca. Nie zdradzę wam dużo, ale ten wątek zrobił na mnie niemałe wrażenie, a samo miasto posiadało niesamowity klimat . Najsłabiej prezentuje się historia nr 3. Jak dla mnie, jest ona po prostu przydługim wprowadzeniem do świetnej historii 4, która poruszyła mnie oraz dała do myślenia.

No dobra, z grubsza nakreśliłam wam jak to wygląda. Gdzieś tam po drodze Ai zdaje sobie sprawę z tego, że ocalenie świata to nie taka prosta sprawa, jak jej się wydawało. Jednakże dla mnie najgorsze było to, że gdzieś w tym wszystkim główna fabuła spadła na dalszy plan. O fakcie, iż Ai jest grabarzem przypominał nam jedynie jej ulubiony szpadel, który wszędzie ze sobą nosiła oraz to, że od czasu do czasu chwaliła się swoim zawodem przed nowo napotkanymi osobami. Boli również, że po dokładnym obejrzeniu całego anime, nie znalazłam odpowiedzi na niektóre pytania. I mówię tutaj o tych wcześniej wspomnianych historiach. Mimo iż były świetne, to po prostu miały dziury.


Co do postaci, to zaliczam je i na plus i na minus. Główna bohaterka, wbrew mojemu początkowemu przekonaniu, nie irytowała. Owszem, była głupiutką dziewczynką, ale przy tym naprawdę sympatyczną i posiadającą pewien urok, dzięki czemu polubiłam ją. No i muszę przyznać, że czasami prezentowała ciekawy punkt widzenia, aż byłam zaskoczona.

Dalej mamy Pana Mhrocznego, i znowu pierwsze wrażenie okazało się mylne.Naturalnie, objawił się jako super tajemniczy bish, który ma wszystko gdzieś i w ogóle jest taki zajebisty. Na szczęście był naprawdę fajną postacią. Gadał z sensem, miał ciekawą historię i wzruszający cel. No i nie był aż taki ponury, jak się na początku wydawało. Strasznie go polubiłam i nadal szkoda mi, że tak szybko został odsunięty na dalszy plan.
Następnie mamy bohatera, któremu stosunkowo dostało się od twórców. Julie, mimo że sympatycznie kreowany na takiego dobrego wujka, czasami odwalał takie akcje, że głowa mała. Pozwolę sobie przytoczyć:  
„Nienawidzę Hampnie'ego, chcę go zabić za to, że zamordował moją żonę. Muszę się zemścić.
(Mija ok. pół odcinka)
Tak w sumie to ja i Hampnie jesteśmy przyjaciółmi!"
Kolejnym przykładem postaci, która została potraktowana trochę z buta, jest Scar - grabarka towarzysząca Ai w późniejszych odcinkach. Zwłaszcza w pamięć zapadła mi jedna sytuacja, kiedy uciekła, a potem w sumie nie było wiadomo dlaczego.
No i, żeby nie było, wspomnę jeszcze o bohaterze, który zyskał moją sympatię i był miłym zaskoczeniem. Alis (w niektórych tłumaczeniach Alice), bo tak na imię temu CHŁOPAKOWI, na początku sprawiał wrażenie takiego knującego nastolatka, co jest dla wszystkich chamski i w ogóle obrażony na cały świat. No i napiszę to po raz kolejny: To wrażenie było mylne. Był naprawdę miły, uczynny i miał poczucie humoru.
Co do reszty postaci, to obecność dużej części z nich była po prostu bez znaczenia. Zwłaszcza nagromadzenie niepotrzebnych postaci można zaobserwować przy historii nr 3.

To teraz trochę o stronie wizualnej. Kreska jest, według mnie, w porządku. Chociaż, kiedy zaczynałam seans Kamisama no Inai Nichiyoubi, ChiuLan zwróciła moją uwagę na to,że "ale one mają wielkie głowy!" (bo chodziło jej głównie o kobiety). Cóż, muszę przyznać, że coś w tym jest, jednakże nie przeszkadzało mi to w oglądaniu. Dużo większym problemem były dla mnie włosy głównej bohaterki. O ile grzywka jest w porządku, o tyle już nad grzywką tak cudacznie odstają, a na dodatek jeszcze z samego czubka głowy wyrastają jej trzy pojedyncze włosy, które wyglądają jak czułki.

Tła są po prostu przecudowne, tworzą tak niesamowicie magiczny klimat, że aż brak mi słów. To zachodzące słońce, góry, lasy, wodospady... tutaj się postarali. I byłoby wszystko ładnie, pięknie gdyby coś mnie nie zakuło w oczy. No bo, mamy wioskę, gdzie ludzie uprawiają rośliny i żyją sobie jak to w wiosce, a wokół nich cudowne krajobrazy natury nietkniętej przez człowieka. Ludzie też ubrani raczej jak z jakiegoś fantasy wzorowanego na średniowieczu. Aż tu nagle wyskakuje facet z pistoletem w dłoni,wyskakuje drugi, bohaterowie podróżują samochodem po autostradzie i inne tego typu kwiatki. Ludzie też, niektórzy ubrani normalnie, a niektórzy tak starodawnie. Trochę mi się to ze sobą gryzło.

Muzycznie muszę stwierdzić, że jest bardzo dobrze. Utwory w tle były piękne i naprawdę pasowały do sytuacji i miejsca. Wspomniane już przeze mnie miasto Wschód Słońca, naprawdę wiele zawdzięcza właśnie muzyce. Co do openingu (Eri Kitamura - Birth) - podoba mi się, jest naprawdę żywiołowy i fajny. Strasznie przyjemnie się go słucha. Z endingiem (Mikako Komatsu - Owaranai Melody wo Utaidashimashita) jest trochę inna sytuacja. Piosenka jest po prostu piękna, a że jest puszczana już pod koniec odcinka, to wpasowuje się tak idealnie, że wraz z końcówką odcinka nierzadko powoduje głębokie wzruszenie.


Podsumowując, mimo dość sporej ilości niedociągnięć Kamisama no Inai Nichiyoubi będę wspominała bardzo miło, ponieważ to anime zainteresowało mnie, nieraz rozśmieszyło oraz (co cenię najbardziej) dwa razy zmusiło do płaczu. Nie mogę wam z czystym sumieniem polecić tego tytułu, ale nie mogę go też wam odradzić. Myślę, że każdy sam musi stwierdzić czy jest w stanie przymknąć oko na wady tej produkcji, czy też to już dla niego za wiele. Mam nadzieję, że ta recenzja będzie dla kogoś pomocna przy decyzji czy obejrzeć, czy też nie. 

To tyle, dziękuję za uwagę.




~Tenshi

2 komentarze:

  1. Obejrzałam to anime w błyskawicznym tempie - tak bardzo mi się spodobało!!! Choć po zakończeniu tego pierwszego wątku( po którym również ryczałam jak głupia T^T) stwierdziłam, że pewnie nic ciekawego się już nie wydarzy. A tu miła niespodzianka :) Wszystkie części były naprawdę interesujące i w bardzo mądry sposób ukazane. Co do Mrocznego Gościa był moją ulubioną postacią, tak że już po pierwszym odcinku musiałam go namalować ^^ Dopiero po kreśleniu ołówkiem szkicu skapłam się, że ma kwadratową głowę... Alice również stał się moją ulubioną postacią i tutaj również nie mogłam powstrzymywać łez. Główna bohaterka troszkę mnie denerwowała z początku, ale jej wybaczyłam ze względu na jej wiek. W końcu to nadal dziecko!
    I tak, przyznam, że troszkę wkurzające było to, że sprawy i niektóre kwestie nie zostały wyjaśnione.
    Opening i ending były idealnie dobrane, a co do pomieszania teoretycznego średniowiecza z współczesnością to na początku się to troszkę gryzło ^^
    Ale ogólnie anime zyskało u mnie 10/10.
    Świetna recenzja, wszystko pięknie przedstawione i wiele szczegółów. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio miałam przyjemność zapoznać się z tą serią, w sumie nie obejrzałam jej wcześniej bo byłam pewna, że to kolejny tani romans, nawet nie wiedziałam jak bardzo się myliłam. Jak mówisz, nie jest to seria idealna, jednakże niewątpliwie ma coś w sobie. Ogólnie całość zaczęłam oglądać dla pana albinosa, kiedy jeszcze okazało się, że ma głos od jednego z moich ulubionych seiyuu to już w ogóle byłam wniebowzięta, z całej serii właśnie pierwszy wątek podobał mi się najbardziej, był przemyślany i naprawdę świetnie zrobiony. Uwielbiam tego typu dramaty, ogólnie wszelkie wyniosłe teksty, które mają na odbiorcy wymusić zastanowienie się nad rzeczywistością to rzeczy dla mnie, a ta seria proponuje właśnie tego typu przemyślenia. Nie było idealnie, ale seans stanowczo zaliczam na plus.

    OdpowiedzUsuń