Tytuł: Hataraku Maou-sama!
Inne tytuły: はたらく魔王さま!
Demon Lord at Work!
The Devil Is a Part-Timer!
Working Demon King!
Czas trwania: 13x24 min
Rok wydania: 2013
Gatunek: Komedia, Fantasy, Shounen,
Romantyczny, Demony
Romantyczny, Demony
W Ente Isla toczy się zacięta walka pomiędzy Władcą Demonów, a Bohaterką Emilią, o tę krainę. Używając ostatnich pokładów mocy Władca Ciemności, wraz z dowódcą swojej armii, Alsielem, otwiera portal i zdąża uciec, obiecując rychły powrót i ponowne odbicie ziem. Dwójka demonów ląduje w samym centrum współczesnego Tokio. Bez magii nie mają szans, aby powrócić do swojego wymiaru, dlatego muszą na jakiś czas wtopić się w życie przeciętnych Japończyków. Tymczasem w pogoń za nimi wyrusza Emilia, która ostatecznie kończy w tej samej sytuacji co demony. Cała trójka od teraz musi ciężko pracować na swoje utrzymanie, ale też nie zapominać o swoich prawdziwych obowiązkach. Ale co się stanie, kiedy Władca Ciemności, już na stałe, zapragnie zmienić zbroję wojownika na uniform kierownika MgRonalda?
Przed obejrzeniem pierwszego odcinka Hataraku Maou-sama! nie wiedziałam o tej serii nic, moja jedyna wiedza ograniczała się do wyglądu plakatu. Także tak naprawdę nie byłam do końca pewna czego powinnam się spodziewać. Już po odcinku pierwszym uświadomiłam sobie, że anime to będzie w dużej mierze o demonach i ich walce przeciwko dobru, jednak w obcym im wymiarze. W każdym razie tak myślałam. Szybko uświadomiłam sobie swój błąd i przestałam wyczekiwać pełnych emocji walk. Bo prawda jest taka, że Hataraku Maou-sama! jest anime wybitnym i komediowym. A kiedy piszę, że komediowym nie mam na myśli komedii w stylu "nie ogarniesz o co chodzi, ale śmiej się bo tak wypada". Mówię tu o prawdziwym humorze, który powinien do większości trafić. Co prawda są tu również sceny przepełnione emocjami, bynajmniej nie pozytywnymi, jednak zawsze ktoś rozładuje napięcie w taki sposób, że nie sposób się nie zaśmiać. Z początku przy oglądaniu jeszcze próbowałam zachować powagę, ale w końcu nie wytrzymałam i cały czas szczerzyłam się jak głupia do monitora. Hataraku Maou-sama! dzieli się na 13 odcinków, w których jest przedstawionych kilka historii, a z czasem są to po prostu pojedyncze epizody trwające jeden odcinek. Nadal jednak nad bohaterami wisi główny wątek, czyli powrót do swojego wymiaru i pokonanie zła. Taki zabieg jeszcze bardziej wskazuje na luźny charakter tej produkcji. Miała ona być zabawna i nie wymagająca myślenia i taka jest, ale nie w męczący sposób.
Jeśli chodzi o postacie są one należytym uwieńczeniem całej fabuły. Mamy przedstawione różne charaktery, ale każdy jest zabawny na swój własny, czasem irracjonalny, sposób. Chcąc być szczera muszę napisać, że tak naprawdę nie mam ochoty opisywać żadnego z bohaterów. I nie, nie dlatego, że mi się nie chce. Po prostu jestem zdania, że każdy powinien postać poznawać sam, od pierwszego odcinka do ostatniego endingu. A, że tu mamy takie osobistości, których poznawanie krok po kroku jest wręcz przyjemnością, tym bardziej chciałabym tego uniknąć, szczególnie, że anime liczy tylko 13 odcinków i napisanie czegokolwiek byłoby zdradzeniem wszystkiego. Także zrobię na przekór przyjętym zasadom i postąpię według własnego uznania. Ale, żeby zachować pewne pozory, dam tylko przedsmak tego co Was czeka jeśli sięgniecie po tę serię. Z zaszczytem wymienić mogę demonicznego nołlajfa, nie tak świętego wielbiciela spódniczek (szczególnie tych najkrótszych) i przepełnioną tsunderowatością wojowniczkę przeciwko złu. A, możecie mi wierzyć, to tylko początek.
Kreska w żaden sposób się nie wyróżnia, a nawet jest jedną z tych bardziej "typowych" we współczesnych pozycjach. Mimo to, mnie się bardzo spodobała. Idealnie oddaje charakter tego anime. No i oczywiście wspomnieć trzeba o genialnej ekspresji na twarzach bohaterów, bez której anime to nie byłoby takie samo. Samemu ożywieniu postaci również nic nie zarzucę, chociaż co uważniejsi mogą powiedzieć, że czasem podczas chodzenia nogi były zbyt sztywne. No, ale to tylko tak, żeby na siłę się do czegoś przyczepić. Animacja walk oraz wszystkie użyte efekty również mnie urzekły, głębiej wprowadzając w przedstawioną rzeczywistość.
Co do kolejnego aspektu zachwycania widza, czyli soundtracka, mam pewną uwagę. Może to moja ignorancja, ale muzyka była tak wkomponowana, że w większości nie zwraca się na nią uwagi. Co w tym przypadku jest plusem (to tylko brzmi tak negatywnie). Znaczy to, że po prostu wszystkie dźwięki są subtelnie dobrane do danych sytuacji, że nawet nie zawracamy sobie nimi głowy. Chociaż te dynamiczniejsze kawałki, podczas co dramatyczniejszych momentów, już nie są tak skromne. No, ale mnie zachwycały za każdym razem. Jednak, żeby tak kolorowo nie było, zawiodłam się na openingu (o którym ciężko powiedzieć, że był) i endingu. Opening z utworem Zero pojawił się dopiero po kilku odcinkach i właściwie był taki nijaki. Szczerze mówiąc już go nawet nie pamiętam. A ending (Tsuki hana) obejrzałam raz, no może dwa, a później już przewijałam, co zdarza mi się rzadko. Była tutaj podobna sytuacja jak z opening'iem, czyli, nic nowego i zapadającego w pamięć.
Podsumowując, uważam Hataraku Maou-sama! za anime godne polecenia. Jest pełne humoru, charakterystycznych postaci, ale też nie pozbawione akcji. Biorę również na siebie pełną odpowiedzialność i obiecuję, że podczas oglądania nieraz można się zdziwić i zachwycić, chociażby oryginalnością. Tu zakończę i się oddalę, a Was odganiam czym prędzej do oglądania. A mnie pozostaje jedynie oczekiwanie na drugi sezon, który po takim zakończeniu i fakcie, że manga trwa, pojawić się musi. Prawda?
Przed obejrzeniem pierwszego odcinka Hataraku Maou-sama! nie wiedziałam o tej serii nic, moja jedyna wiedza ograniczała się do wyglądu plakatu. Także tak naprawdę nie byłam do końca pewna czego powinnam się spodziewać. Już po odcinku pierwszym uświadomiłam sobie, że anime to będzie w dużej mierze o demonach i ich walce przeciwko dobru, jednak w obcym im wymiarze. W każdym razie tak myślałam. Szybko uświadomiłam sobie swój błąd i przestałam wyczekiwać pełnych emocji walk. Bo prawda jest taka, że Hataraku Maou-sama! jest anime wybitnym i komediowym. A kiedy piszę, że komediowym nie mam na myśli komedii w stylu "nie ogarniesz o co chodzi, ale śmiej się bo tak wypada". Mówię tu o prawdziwym humorze, który powinien do większości trafić. Co prawda są tu również sceny przepełnione emocjami, bynajmniej nie pozytywnymi, jednak zawsze ktoś rozładuje napięcie w taki sposób, że nie sposób się nie zaśmiać. Z początku przy oglądaniu jeszcze próbowałam zachować powagę, ale w końcu nie wytrzymałam i cały czas szczerzyłam się jak głupia do monitora. Hataraku Maou-sama! dzieli się na 13 odcinków, w których jest przedstawionych kilka historii, a z czasem są to po prostu pojedyncze epizody trwające jeden odcinek. Nadal jednak nad bohaterami wisi główny wątek, czyli powrót do swojego wymiaru i pokonanie zła. Taki zabieg jeszcze bardziej wskazuje na luźny charakter tej produkcji. Miała ona być zabawna i nie wymagająca myślenia i taka jest, ale nie w męczący sposób.
Jeśli chodzi o postacie są one należytym uwieńczeniem całej fabuły. Mamy przedstawione różne charaktery, ale każdy jest zabawny na swój własny, czasem irracjonalny, sposób. Chcąc być szczera muszę napisać, że tak naprawdę nie mam ochoty opisywać żadnego z bohaterów. I nie, nie dlatego, że mi się nie chce. Po prostu jestem zdania, że każdy powinien postać poznawać sam, od pierwszego odcinka do ostatniego endingu. A, że tu mamy takie osobistości, których poznawanie krok po kroku jest wręcz przyjemnością, tym bardziej chciałabym tego uniknąć, szczególnie, że anime liczy tylko 13 odcinków i napisanie czegokolwiek byłoby zdradzeniem wszystkiego. Także zrobię na przekór przyjętym zasadom i postąpię według własnego uznania. Ale, żeby zachować pewne pozory, dam tylko przedsmak tego co Was czeka jeśli sięgniecie po tę serię. Z zaszczytem wymienić mogę demonicznego nołlajfa, nie tak świętego wielbiciela spódniczek (szczególnie tych najkrótszych) i przepełnioną tsunderowatością wojowniczkę przeciwko złu. A, możecie mi wierzyć, to tylko początek.
Kreska w żaden sposób się nie wyróżnia, a nawet jest jedną z tych bardziej "typowych" we współczesnych pozycjach. Mimo to, mnie się bardzo spodobała. Idealnie oddaje charakter tego anime. No i oczywiście wspomnieć trzeba o genialnej ekspresji na twarzach bohaterów, bez której anime to nie byłoby takie samo. Samemu ożywieniu postaci również nic nie zarzucę, chociaż co uważniejsi mogą powiedzieć, że czasem podczas chodzenia nogi były zbyt sztywne. No, ale to tylko tak, żeby na siłę się do czegoś przyczepić. Animacja walk oraz wszystkie użyte efekty również mnie urzekły, głębiej wprowadzając w przedstawioną rzeczywistość.
Co do kolejnego aspektu zachwycania widza, czyli soundtracka, mam pewną uwagę. Może to moja ignorancja, ale muzyka była tak wkomponowana, że w większości nie zwraca się na nią uwagi. Co w tym przypadku jest plusem (to tylko brzmi tak negatywnie). Znaczy to, że po prostu wszystkie dźwięki są subtelnie dobrane do danych sytuacji, że nawet nie zawracamy sobie nimi głowy. Chociaż te dynamiczniejsze kawałki, podczas co dramatyczniejszych momentów, już nie są tak skromne. No, ale mnie zachwycały za każdym razem. Jednak, żeby tak kolorowo nie było, zawiodłam się na openingu (o którym ciężko powiedzieć, że był) i endingu. Opening z utworem Zero pojawił się dopiero po kilku odcinkach i właściwie był taki nijaki. Szczerze mówiąc już go nawet nie pamiętam. A ending (Tsuki hana) obejrzałam raz, no może dwa, a później już przewijałam, co zdarza mi się rzadko. Była tutaj podobna sytuacja jak z opening'iem, czyli, nic nowego i zapadającego w pamięć.
Podsumowując, uważam Hataraku Maou-sama! za anime godne polecenia. Jest pełne humoru, charakterystycznych postaci, ale też nie pozbawione akcji. Biorę również na siebie pełną odpowiedzialność i obiecuję, że podczas oglądania nieraz można się zdziwić i zachwycić, chociażby oryginalnością. Tu zakończę i się oddalę, a Was odganiam czym prędzej do oglądania. A mnie pozostaje jedynie oczekiwanie na drugi sezon, który po takim zakończeniu i fakcie, że manga trwa, pojawić się musi. Prawda?
Oglądało mi się nieźle, ale nic po tym anime nie pozostało. No, może irytacja na niektóre motywy: a to toaletowy humor z Alsielem w roli głównej, a to motyw z pokonanym Złym nagle zaprzyjaźniającym się z naszymi bohaterami i okazującym się w sumie niegroźnym wariatem - dwa razy! No i jeszcze ten fandom, nienawidzący Emilii, bo przecież taka straszna z niej suka, niedobra dla niegroźnego i kochanego Mao.
OdpowiedzUsuńJedyne, co pozytywnie wybija się w tym anime na plus to niesamowite miny postaci. Znakomite obrazki reakcyjne.
Co do pierwszego przykładu mogę się zgodzić, pomysł wałkowany wielokrotnie. Ale nadal humor do mnie trafił ;)
UsuńJak już obejrzałam Hataraku, to zbytnio się tym nie interesowałam, także naprawdę się zdziwiłam, że napisałaś, o tym jak fandom hejtuje Emilię. Dla mnie była ona naprawdę fajną postacią. No, ale cóż, widocznie mam jakieś dziwne spojrzenie na świat.
W każdym razie miny i postawa to ogromy plus tego anime :D Aż można by powiedzieć, że jeśli kogoś nie zachęca fabuła to chociaż niech spojrzy co to może się zadziać z twarzą pod odpowiednią dawką emocji :P
Też uważam, że to bardzo przyjemna seria rozrywkowa, ogólnie dużo już widziałam, więc tego typu haremowo-rozrywkowe serie, których pełno w każdym sezonie nie robią na mnie wrażenia a ta mimo wszystko wybiła się na tle przeciętności. Bardzo przyjemnie skonstruowana postać Maou i ogólnie ciekawe podejście do tego oklepanego już tematu. ^^
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam ;) Niby tak "przeżuty" już temat, a jednak ogląda się z zaciekawieniem.
UsuńA postacie, nie tylko Maou, porządnie zarysowane. Jak tak teraz myślę to chyba nawet nie ma tam nikogo kogo bym znienawidziła :) A to już jest jakiś plus :P
Anime dość takie lekkie, bardzo mi się podobało. Kreska w porządku, muzyka też byłą w miarę dobra. Postacie były bardzo fajne, ale najbardziej mi przypadł do gustu akurat Lucifer (Hanzō Urushihara) xDD Ogólnie seria dobra na małe odstresowanie po ciężkim dniu.
OdpowiedzUsuńAch, Lucifer *.* Specjalnie nie chciałam zaczynać tego tematu w recenzji, ale skoro już o nim wspomniałaś... :D Nie, tak na serio to genialna postać. Już dawno się tak nikim w anime nie zachwycałam (pewnie, dlatego że dawno nic nie oglądałam:). Właśnie, dobre podsumowanie. Seria idealna jako lekarstwo po ciężkim dniu.
UsuńKocham to anime!!! <3
OdpowiedzUsuńNa początku, zanim zaczęłam oglądać sądziłam, że zrobienie z demona pracownika McDonaldu będzie totalną klapą. A tu taka niespodzianka! Nie dość, że miałam przez całą serię wyszczerz lub po prostu niekontrolowane wybuchy śmiechu to do tego jeszcze cała historia trzymała się kupy. XD Bohaterowie oczarowali moje serce, szczególnie Maou i Lucyfer. Zgadzam się z tobą, opening i ending w ogóle nie porywa, ale wydaje się to małym minusem. ;)
Mam w planach zabranie się za mangę w niedalekiej przyszłości ^^
Nie oglądałam, ale chętnie się za nie zabiorę :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie: bajeczne-inspiracje.blogspot.com