czwartek, 9 stycznia 2014

Czarodziejka nieudacznica przywołuje dość nietypowego chowańca, czyli "Zero no Tsukaima"


Tytuł oryginalny: Zero no Tsukaima
Tytuły alternatywne: Familiar of Zero
Gatunki: Fantasy, Komedia, Romans, Przygodowe
Rok produkcji: 2006
Ilość odcinków: 13

Znacie takie uczucie, kiedy czasami kompletnie nic Wam nie wychodzi i ze wstydu macie ochotę zapaść się pod ziemię? Okropnie nieprzyjemne. Często najlepszym sposobem, żeby się podbudować jest zrobienie czegoś lepiej od innych, a tym samym udowodnienie, że jednak nie jest się do niczego. Louise Françoise Le Blanc de La Vallière, uczennica Akademii Tristein jest, no, delikatnie mówiąc kiepską czarodziejką. Cały czas stara się udowodnić swoim kolegom i koleżankom, że jednak coś potrafi. Niestety wszystkie próby kończą się większym lub mniejszym wybuchem, częściowym zniszczeniem szkoły oraz kompletnym poniżeniem. Z tego powodu dziewczyna jest znana jako Zero Louise. Wreszcie przychodzi ceremonia przywołania chowańców - najważniejszy moment dla uczniów drugiego roku, bowiem przywołane chowańce zostaną z nimi do końca życia jako partnerzy i pomocnicy. Jest to idealna okazja dla Louise, aby przywołać coś tak "pięknego i potężnego", żeby rówieśnikom opadły szczeny. No i rzeczywiście, nikt się tego nie spodziewał - Louise przyzywa człowieka, a co ciekawsze totalnie przeciętnego japońskiego nastolatka. Hiraga Saito zostaje wrzucony do równoległego świata, gdzie na niebie błyszczą dwa księżyce, a magia jest czymś zupełnie zwyczajnym (ale jedynie wśród arystokratów). Chłopak nie ma pojęcia jak wrócić do domu, a w dodatku jest zmuszony usługiwać Louise, która nie jest zbyt łagodną panią.

Zaznaczam, iż tę recenzję napisałam przed seansem kolejnych sezonów, więc dotyczy ona tylko pierwszego sezonu.

Zaczęłam oglądać to anime zupełnie przez przypadek. Siedziałam sobie z kuzynem i co by tu robić? "No to może coś obejrzymy" - rzucił propozycję; padło na Zero no Tsukaima. Jakoś tak wyszło, że to kolejny romans. I choć w poprzedniej recenzji okropnie narzekałam na właśnie ten element, to tutaj moje opinia trochę się różni. Myślę, że głównie jest to spowodowane tym, że romans chamsko nie wpycha się na pierwszy plan, jak to czasem bywa. Wszystko jest ładnie wyważone, a wątek romantyczny jest naprawdę uroczy.
Fabuła jest dość ciekawa. Do mnie w ogóle zawsze przemawia, kiedy ktoś trafia do obcego sobie miejsca i nie może wrócić do domu. Nie wiem czemu, ale wywołuje to u mnie ogromny smutek. Na szczęście Zero no Tsukaima nie jest anime nastawionym na głębokie użalanie się nad sobą głównego bohatera, bo obawiam się, że gdyby raz tak usiadł i zaczął mówić jak bardzo tęskni i że tak ogromnie boli go to, że może już nigdy nie wrócić, to wpadłabym w depresję. Zamiast tego możemy zobaczyć jak Saito udowadnia, że jednak nie jest całkowicie bezużytecznym chowańcem, jak dziewczyny go podrywają, jak Saito powoli dochodzi do tego w jaki sposób może powrócić do swojego świata, jak sąsiednie królestwo Albion, pod wodzą rebeliantów wypowiada wojnę Tristein, jak dziewczyny podrywają Saito i Louise się złości, jak w okolicy grasuje bardzo niebezpieczny złodziej-mag, którego starają się powstrzymać przed kradzieżą Berła Zniszczenia, jak Louise wywołuje eksplozję lub dla odmiany Saito podrywa jakieś dziewczyny oraz wiele innych rzeczy. Powiem, że dzieje się i to dużo. Absolutnie nie ma miejsca na nudę.
Dumble... eee to znaczy Old Osmond
Każdy kto oglądał to anime może stwierdzić, że z całą pewnością nie należy ono do poważnych. Zdarzają się sceny ociekające absurdem,  nie brakuje scen dwuznacznych oraz takich zupełnie nie dla dzieci, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Muszę też wspomnieć tutaj o jednej rzeczy, a mianowicie: szkoła magii, uczniowie chodzący w pelerynach, czarujący za pomocą różdżek i  dyrektor z długą siwą brodą. Coś Wam to przypomina? Tak, mi też, więc myślę, że twórcy doskonale zdawali sobie sprawę z tego co robią. Nie wiem jak innych, ale mnie to śmieszyło. Ta seria jest po prostu lekka i zabawna. Chociaż była jedna rzecz, która mnie lekko irytowała, a mianowicie znęcanie się Louise nad Saito. Robił dla niej wszystko (głównie pranie), a ona za byle pierdołę potrafiła nie dać mu obiadu lub po prostu obić mu twarz. Ja rozumiem, że to miało na celu rozśmieszyć widza, ale dla mnie traktowanie chłopaka gorzej od psa było po prostu okrutne.

 Automatycznie więc zarzuty lecą również pod kierunkiem głównej bohaterki. Łomatkobosko jak ona mnie miejscami irytowała. Taka zarozumiała arystokratka, która nie wie czego chce. Jednak muszę przyznać, że czasami była w porządku, oczywiście kiedy się nie wydzierała i nie próbowała wydrapać Saito oczu...
Saito za to był równym gościem i bardzo go polubiłam. Nie użalał się nad sobą, był szczery i robił co uważał za słuszne. No i nie dawał sobą pomiatać samolubnym arystokratom, mimo że jego szanse w walce z nimi były praktycznie zerowe, bo trzeba pamiętać o tym, że oni władali magią.
Kolejną postacią jest Kirche Augusta Frederica von Anhalt­‑Zerbst, dziewczyna chodząca z biustem na wierzchu, pewna siebie i uwielbiająca rozkochiwać w sobie facetów. Normalnie nienawidzę takich postaci, ale, o dziwo, Kirche z czasem nawet polubiłam.
Najlepszą przyjaciółką Kirche jest Tabitha; małomówna, cicha, wiecznie z nosem w książce stanowi idealne przeciwieństwo przebojowej Kirche. Zaciekawiła mnie jej historia i bardzo żałuję, że poświęcono jej tak mało czasu, a jednocześnie mam nadzieję dowiedzieć się o niej czegoś więcej w następnych sezonach.
Z ważniejszych postaci został nam jeszcze Guiche de Gramont, który jest jeszcze bardziej arogancki od Louise. Jego ulubionym zajęciem jest podrywanie dziewcząt, mimo iż już z jedną się spotyka. Przekonany o swoim niesamowitym uroku i lekko niezdarny, śmieszył mnie zwłaszcza, kiedy próbował zgrywać twardziela. Wiedziałam, że go polubię, gdy tylko pojawił się na ekranie po raz pierwszy.
Oczywiście jest jeszcze kilka postaci, jak na przykład pokojówka Siesta, pracująca w Akademii, której wyraźnie spodobał się Saito, ale uważam, że nie ma sensu o nich pisać.

Graficznie tragedii nie ma, ale mogłoby być lepiej. Kreska z rodzaju słodkich, rewelacji brak. Ogółem jest bardzo kolorowo.Nigdy nie zapomnę pytania siedmioletniego kuzyna, który chciał oglądać to anime z nami: "A dlaczego oni wszyscy noszą opaski na głowach?".
Zapomniałabym  wspomnieć o ubraniu Saito, czyli rzeczy, z której żartowaliśmy sobie z kuzynem wiele razy. Bo o ile Louise jeszcze się czasami przebierała, o tyle Saito zawsze był wierny swojemu stylowemu dresikowi. I zupełnie nieważne, czy to misja, zwykły dzień w Akademii czy bal, Saito wie, że najważniejsza jest wygoda, więc dresik być musi.

Muzycznie jest bardzo średnio. Opening (ICHIKO - First Kiss), mimo że zabawny i w pewien sposób uroczy, nie podobał mi się. Wiem, że to zabrzmi okropnie niemiło, ale miałam wrażenie, że wokalistka męczy się śpiewając go. Ending (Rie Kugimiya - Honto no Kimochi) natomiast był nudny. Niewiele więcej potrafię o nim powiedzieć, po prostu nie przypadł mi do gustu. Szczerze mówiąc, jakąkolwiek muzykę pomiędzy tym zaczęłam zauważać dopiero w 10 odcinku. Akurat w tym przypadku nie wiem, czy to z tego powodu, że wcześniej coś tylko brzdękoliło w tle, czy po prostu niewystarczająco się skupiałam. Wiecie, kiedy ogląda się z kimś, już nie zwraca się takiej ogromnej uwagi na niektóre rzeczy. Jednakże przez te cztery ostatnie odcinki muzyka była dobra i ładnie pasowała do sytuacji.

Seans Zero no Tsukaima uważam za udany i zaraz po napisaniu tej recenzji lecę oglądać następne sezony. Jest to seria lekka, łatwa i niewymagająca myślenia, z ciekawą fabułą i fajnymi bohaterami, którą polecam osobom lubiącym komedie romantyczne, ale też miłośnikom przygód osadzonych w magicznej krainie. Osobiście uwielbiam i to, i to, więc mimo pewnych wad anime podobało mi się. Jeśli chcecie się rozluźnić, trochę pośmiać to Zero no Tsukaima jest właśnie dla Was.

4 komentarze:

  1. Oglądałam dawno temu, jedna z moich pierwszych serii i osobiście, chociaż fanką komedii romantycznych nie jestem uważam ten tytuł za bardzo sympatyczny. ^^ Dobrze mi się oglądało to anime, może dlatego, że lubię fantasy i zabawy z magią oraz drugoplanowe postacie były bardzo ciekawymi indywidualnościami. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbieram się do niego już od dłuuuższego czasu. I w końcu wypadałoby je obejrzeć. Z jakiegoś powodu mam przeczucie, że będzie strasznie podobne do Hidan no Aria i tego się trochę obawiam ;/ Po pierwsze schematu, a po drugie faktu, że w HnA zepsuli dobrą fabułę. Przynajmniej moim zdaniem tak jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety, ale tym razem twój szósty zmysł nie zadziałał :/ Nie oglądałam tego anime, choć od dłuższego czasu jest na mojej liście do obejrzenia. Czytając twoją recenzję mimowolnie się uśmiechałam, a najbardziej rozbroił mnie ten tekst o dresiku XD Będę musiała to koniecznie zobaczyć. A co do ,,opasek na głowach", to ostatnio namalowałam Leloucha z Code Geass właśnie z taką ,,opaską" i moja koleżanka(17 lat) zadała to samo pytanie co twój kuzyn XD
    Ogólnie rzecz biorąc nie mogę się doczekać, aby zapoznać się z tą seryjką :)
    PS. Mam pytanko: czy jesteś na myanimelist?
    PS2. Jakie anime teraz oglądasz???
    PS3. Czy widziałaś Toradorę? Podobno główna bohaterka Toradory i główna bohaterka Zero no Tsukaima są pod jakimś względem podobne ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już jest z super mocami, czasami zawodzą :/ Z racji tego, że poziom całej tej serii jest bardzo różny, to postanowiłam zrecenzować wszystkie sezony.
      Co do twoich pytań: 1. Nie; 2. Właśnie wczoraj skończyłam Ga-Rei: Zero, więc w tym momencie jeszcze nic :) 3. Toradorę mam jak najbardziej w planach, ale cały czas zastanawiam się nad kupnem mangi, więc nie jestem pewna, kiedy obejrzę anime. Tak, słyszałam, że są podobne pod względem charakteru, ale jak już wspomniałam, nie jestem w stanie ocenić jak bardzo :)

      Usuń