wtorek, 11 lutego 2014

Co za dużo, to niezdrowo... "Zero no Tsukaima ~Princess no Rondo~" oraz "Zero no Tsukaima F"



Tytuł oryginalny: Zero no Tsukaima ~Princess no Rondo~, Zero no Tsukaima F
Tytuł alternatywny: Familiar of Zero: Princess of Rondo, Familiar of Zero F
Gatunki: Fantasy, Komedia, Romans, Przygodowe
Rok produkcji: 2008, 2012
Ilość odcinków: 13, 12

!UWAGA! MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOILERY DOTYCZĄCE POPRZEDNICH SEZONÓW

Konflikt zbrojny królestw Tristein i Albionu zakończył się i nastał pokój. No, ale przecież to nie byłaby seria przygodowa, gdyby bohaterowie nie mieli z kim walczyć. Tak więc, pojawia się nowy przeciwnik, który do słabych nie należy. Na domiar złego dzieje się coś bardzo niedobrego - z ręki Saito znika runa Gandalfra. Myślę, że nie muszę tego tłumaczyć tym, co oglądali. W praktyce chłopak po prostu przestaje być chowańcem Louise, a co za tym idzie traci swoje moce i nie jest w stanie chronić swojej już-nie-pani. Starając się choć trochę zrozumieć to, co zaszło, nasi bohaterowie wyruszają na misję, której celem jest odnalezienie elfki, Tiffanii, która uratowała śmiertelnie rannego Saito pod koniec drugiego sezonu.

Doszłam do wniosku, że skoro już zaczęłam, to doprowadzę tę serię do końca i zrecenzuję wszystkie sezony. Jezusie, czego ja się podjęłam? No, ale nic, przecież nikt mi nie kazał. A teraz pojawia się pytanie, czemu nie chcę już oglądać anime, które tak chwaliłam w poprzednich recenzjach? Powód jest prosty: Zero no Tsukaima się wypaliło. Trzeci sezon był po prostu tak kiepski, że aż brak mi słów. Fabuła... Przepraszam, jaka fabuła?! Dobrze zaczęto w pierwszych dwóch odcinkach, ale później było już tylko gorzej. Twórcy przyjęli zasadę: "Nie wiadomo co wsadzić do odcinka? No to, wprowadźmy kolejną dziewczynę z wielkimi piersiami, niech harem wokół głównego bohatera się rozrasta, co tam fabuła". Ehhh...
To co mi się podobało w poprzednim sezonie to wprowadzenie pewnej ilości dramatyzmu. Tutaj tego nie było, mało tego historia pewnej osoby, która była idealnie zakończona w drugim sezonie, została wywleczona i obdarta z prawie całego uroku. No nie, ja rozumiem, że komedia i w ogóle, ale takich rzeczy się po prostu nie robi, pewne wątki powinny pozostać zakończone. Również tak długo wyczekiwana przeze mnie historia Tabithy delikatnie mnie rozczarowała. Nie wiem, czy to przez to, że miała za mało czasu, czy przez jakiś inny czynnik, ale odniosłam wrażenie, że mogła być dużo lepsza. Ale przecież fanserwis jest ważniejszy...

Szczerze liczyłam na to, że czwarty sezon okaże się lepszy. Niestety, me nadzieje okazały się płonne. Naprawdę nie wiem jak przez to przebrnęłam. Jeżeli chodzi o fabułę, to najpierw było dokończenie wątku Złego Pana z trzeciego sezonu, potem historia z elfami, a ostatnie odcinki to w ogóle jakaś abstrakcja i w dalszym ciągu nie mam pojęcia, o co tam chodziło. Absurd goni absurd, a na pierwszym planie to samo co w poprzednim sezonie, czyli biusty, biusty i jeszcze więcej biustów (między innymi dlatego jest jedna recenzja dla dwóch sezonów - po prostu, żebym nie musiała się powtarzać).

Jeżeli chodzi o humor, to już tak nie śmieszy. Oczywiście nie siedziałam przez te dwa sezony z grobową miną, ale no cóż "ale to już było". No i ten nieszczęsny fanserwis, którego było tyle ile w poprzednich sezonach razem wziętych i jeszcze trochę, a który był w dodatku tak nachalny i w złym smaku, że po raz pierwszy przy całej tej serii zadałam sobie pytanie: "Co ja do ciężkiej cholery właśnie oglądam?"

Z nowych bohaterów dochodzi wspomniana wyżej Tiffania, ale tak naprawdę, w niej samej nie ma nic ważnego dla fabuły oprócz jej biustu. Jest jeszcze siostra Tabithy, Irukuku, która z kolei biega nago...
Zły Pan był bardzo zły i w sumie tyle. Pojawił się jeszcze Pan Elf (przepraszam, ale nie pamiętam jego imienia), który mógł być bardzo ciekawą postacią, o ile dostałby więcej czasu antenowego.
Jeśli natomiast chodzi o starych bohaterów, to w pewnym momencie zaczęłam bardzo współczuć Louise. Chociaż oczywiście w dalszym ciągu się wydzierała i była lekko irytująca. A to wszystko, oczywiście, za sprawą naszego wspaniałego głównego bohatera. Zwłaszcza dobrze w pamięć zapadła mi pewna sytuacja, kiedy Saito naprawdę nie mógł zrozumieć, czemu ta Louise nie może mu zaufać. A było to zaraz po tym jak zobaczyła go obmacującego inną dziewczynę... Jeśli wszyscy faceci tacy są, to ja już chyba wolę zostać starą panną z kotami.
O takiej Siescie to już nawet nie będę wspominać. Żałuję, że moje modlitwy o jej śmierć nie zostały wysłuchane.
A im dalej, tym gorzej. Czwarty sezon, również pod tym względem jest totalną porażką. Saito... Nie, może już nie będę o nim pisać, co? Jego związek z Louise to nonsens, a zakończenie wątku romantycznego to po prostu żart. A te wszystkie dziewczyny, które nie myślą o niczym innym, tylko o nim... Żałosne. Zwłaszcza w tym miejscu nie mogę przeboleć Tabithy, którą lubiłam przez całą serię. W czwartym sezonie okropnie irytowała.
Z nowych bohaterów doszedł Papież, który miał być w zamierzeniu mądrą i szlachetną postacią, ale coś nie wyszło. Zakończyło się to po prostu nonsensem. Była jeszcze jakaś grupka dziwaków, którym nie wiadomo,  o co chodziło... Dość sympatyczną parkę stanowiły elfy. Owszem, ich wątek był totalnym
absurdem, ale sami w sobie byli do polubienia. Nawet parę razy pojawił się Pan Elf i coś mogłoby z tej postaci być, no ale nie było.

Graficznie jest tak, jak było, czyli w porządku, ale szału nie ma. Natomiast, jeżeli chodzi o czwarty sezon to widać wyraźną poprawę grafiki.
Jeszcze tylko powiem, że się zawiodłam (i pewnie nie tylko ja), bo tu nadchodzi zakończenie, taka ważna chwila, a tam co? Brak dresiku! Przez cały czas wyjściowy dresik towarzyszył naszemu bohaterowi: i w szkole, i na bitwach, i na balach, i wszędzie! A na końcu Saito po prostu się go wyrzekł. No brak mi słów.
Jeśli chodzi o muzykę, to jest dobrze. Wszystko jest ładnie dopasowane. Openingi i endingi, w moim odczuciu, są takie sobie, ale mogą się podobać.

Podsumowując, proszę, nie oglądajcie Zero no Tsukaima ~Princess no Rondo~ ani tym bardziej Zero no Tsukaima F. Zwyczajnie tego nie róbcie, bo to Wam zepsuje opinię o całości, tak jak mnie. No chyba, że jesteście wielkimi fanami, to wtedy... Nie, wtedy też nie oglądajcie, nie warto. Ja żałuję, że obejrzałam i z żalem wspominam dwa pierwsze, bardzo dobre sezony. No, ale tak to już jest z kontynuacjami - czasami są dobre, ale najczęściej wychodzi kicha. Także powtórzę jeszcze raz, nie polecam trzeciego i czwartego sezonu Zero no Tsukaima.

4 komentarze:

  1. Zacznijmy może od tego, że obrazki nie działają, bo nie można z tej strony hotlinkować. T.T
    A co do ZnT to niestety tak jak piszesz, o ile dwa pierwsze sezony były naprawdę ciekawe tak z momentem wejścia 3 cały klimat serii gdzieś ucieka i zostaje jedynie żenujący humor oraz cyckicyckicycki... T.T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rzeczywiście, nie zauważyłam wcześniej. Postaram się to poprawić.
      A co do ZnT no to wypowiedziałam się już wyżej... Żenada -.-

      Usuń
  2. Jak na razie zabrałam się za Ga Rei Zero( i jakoś stanęłam na szóstym odcinku><)...
    Co do Zero no tsukaima, to zobaczę najpierw sobie pierwszy sezon ^^ A jeśli jakimś cudem dojdę do trzeciego i czwartego... To z przyjemnością się tutaj pochwalę XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama byłam na początku zdziwiona, iż to anime ma tyle sezonów. Raz za razem oglądnęłam wszystkie, ale faktycznie trochę przesadzili z niektórymi elementami =.= Chociaż moja młodsza siostra jakoś nie narzekała xDD Jej się tam wszystko podobało. Ale mimo wszystko anime nawet fajne ^^

    OdpowiedzUsuń